Samodzielne wykonany płot – niepowtarzalne ogrodzenie za bezcen

W głowie miałam romantyczną wizję ogrodzenia – jasny drewniany płot sztachetowy, wielokrotnie malowany, z widocznymi warstwami farby z przeszłości, porośnięty różami pnącymi, które dawno już wymknęły się spod kontroli i wypełniły wszystkie szczeliny między sztachetami… Rzeczywistość była nieco inna, od sąsiadów odgradzała nas siatka, od drogi zupełnie nic. Siatka, jak to siatka, prywatności nie daje, ale przynajmniej wyznacza granice, więc zaczęliśmy od drogi by w pełni poczuć się władcami terytorium.

Poszukiwania i pomysł

1. Pracę jak zwykle rozpoczęliśmy od poszukiwania inspiracji. Płot miał bardzo proste zadanie – musiał tylko być inny niż wszystkie, wyglądać tak, jakby towarzyszył Staremu Domowi od dawna i kosztować jak najmniej.

2. Kiedy już wiedzieliśmy, że potrzebujemy sztachet mieliśmy dwa rozwiązania, zakup sztachet „luzem” lub zakup gotowych przęseł. Początkowo ta pierwsza opcja wyglądała na tańszą, ale zaczęła się jesień – pora wyprzedaży w ogrodach marketów budowlanych i mnóstwo drewna ogrodowego wylądowało na stosach przecenionych rzeczy. Muszę powiedzieć, że od poukładanego i ładnie opisanego towaru wolę totalny chaos, który panuje na wyprzedaży – nigdy nie wiesz na co trafisz i w jak niskiej cenie możesz to mieć. A jeśli się zagada do kierownika działu to może się też okazać, że w tym chaosie ma on prawo zapytać – „Za ile by to Państwo wzięli?”, a my odpowiedzieć – „Mamy tylko tyle, ale weźmiemy wszystko co zostało, dałoby radę?”. No i dało, tak za ok 250 zł nabyliśmy 18 metrów bieżących płotu sztachetowego i słupki potrzebne do montażu.

3. Nie był to ładny płot – żółty, krzywy i pozbijany byle jak, ale miał być tylko podstawą do stworzenia czegoś, co by nam w pełni odpowiadało. Pierwszym krokiem było zaimpregnowanie drewna impregnatem barwiącym, by nadać mu ciemny kolor i stworzyć podstawę kolorystyczną, która będzie przebijać przez kolejne warstwy.

4. Następnym krokiem było pomalowanie płotu farbą olejną, ale tak by kolor impregnatu wciąż był widoczny. Do białej farby dodaliśmy odrobinę czarnego barwnika by uzyskać jasną szarość i pomalowaliśmy płot „suchym pędzlem” – tak by podkreślić słoje i nierówności ale nie pokryć go farbą w całości. Na tym etapie płot był już całkiem malowniczy i nieźle zabezpieczony, ale jeszcze nieco za ciemny.

5. Po wyschnięciu farby płot należałoby trochę przeszlifować przed położeniem kolejnej warstwy, ale pominęłam ten krok mimo zaleceń Radosława, bo pracy było dużo a czasu było szkoda:) Wykończyłam teraz już brązowo-szary płot pociągnięciami białej farby olejnej by zaczął się pięknie mienić, na biało pomalowałam też boki i brzegi sztachet by całość była biała w odbiorze. Na koniec jeszcze tylko matowy lakier bezbarwny i oto efekt.

6. Montaż płotu zaczęliśmy od montażu słupków. Po wymierzeniu odległości (szerokość przęsła) Radosław wykopał doły, w których przy pomocy kamieni znalezionych na działce ustawił słupki po czym zalał je betonem. Do tak przygotowanych słupków po wyschnięciu betonu przykręciliśmy przęsła na kątownikach. To był jeden z najbardziej nerwowych etapów pełnych wzlotów i upadków mimo użycia poziomnicy:)

7. Pod tak postawionym płotem została całkiem spora przestrzeń, która pozwalała dostać się na działkę nawet największym psom bez nawet najmniejszego problemu.

W tej przestrzeni znalazł się murek z bloczków gazobetonu. Po wykopaniu rowu Radosław wylał betonowy fundament na którym został postawiony murek. Gdy przyjdzie czas zostanie otynkowany tak by współgrał z wyremontowanym domem:)

8. By wzmocnić i uatrakcyjnić płot, który był zbity za pomocą zwykłych gwoździ i to niezbyt starannie, już po pomalowaniu i zamontowaniu wywierciliśmy w każdej sztachecie otwory, w które wkręciliśmy śruby grzybkowe ze stali nierdzewnej.

Brama

Szukaliśmy bram z demontażu, rozważaliśmy zakup sztachet i zamówienie konstrukcji u spawacza, ale żadna z opcji nie mieściła się w budżecie, aż znów z pomocą przyszły wyprzedaże marketowe. Brama znalazła z dnia na dzień – drewniana, najtańsza ze wszystkich i dostępna od ręki – idealna. Zamówiona online, co prawda nie bez przygód (za pierwszym razem przywieziono nam dwa lewe skrzydła:) ale dotarła do nas i po zakupie zawiasów, przygotowaniu dwóch drewnianych słupków była gotowa do montażu.

Bramę potraktowaliśmy tak samo jak płot impregnatem i farbą w dwóch kolorach, również została wzmocniona za pomocą nierdzewnych śrub. Teraz brama i płot wyglądają jakby były zgrabną całością do kompletu:)

Powstało ogrodzenie w pełni nasze, jedyne na świecie, teraz pozostaje tylko czekać aż róże urosną i dokończą to co zaczęliśmy. Koszt ogrodzenia i bramy wraz z impregnatem, farbą, bloczkami, betonem, słupkami i zawiasami wyniósł ok 900 zł. Wzdłuż płotu posadziliśmy aż kilkanaście krzaczków róży pnącej, która ładnie się przyjęła i pięknie się rozrasta. Tak czy inaczej nie przekroczyliśmy tysiąca – wynik wysoce zadowalający, oby tak dalej:)

Dodaj komentarz