Jak to jest być matką?

To co ty właściwie robisz? Aaa, w domu siedzisz? Na urlopie macierzyńskim? Ja jak miałam małe dzieci to miałam wszystko wysprzątane, wypucowane, poukładane jak w pudełeczku. A ty to pewnie masz dużo czasu? Kawkę pijesz i paznokcie malujesz?
A co to za robota czajnik na minutę włączyć i mleko w proszku zrobić? Jak ja w nocy chciałam mleko dziecku podgrzać to najpierw musiałam w piecu napalić! I ty mówisz, że ci ciężko?

Z jednym dzieckiem to nie ma nic roboty. Jedno dziecko to się samo chowa. Z dwójką to dopiero jest roboty. Tu gotujesz, a tu jedno dziecko ryczy, drugie trzeba przypilnować, podwójne pranie, prasowanie. Przy jednym dziecku to jest roboty tyle co nic.

Czy jest tu jakaś matka, która nigdy nie słyszała tego rodzaju wyznań ze strony mam, teściowych, cioć czy przyjaciółek? Ja w mojej pięcioletniej macierzyńskiej karierze usłyszałam ich całe mnóstwo. I jeszcze pięć lat temu strasznie się tymi zarzutami przejmowałam. Że za mało Matką Polką jestem, że za dużo czasu poświęcam na poczytanie czasopisma zamiast okna umyć, że od czasu do czasu jedzenie ze słoiczka dziecku podaję. Pamiętam jak całkiem niedawno rozpętała się niezła aferka na jednym z blogów parentingowych, gdzie mama przyznała się, że gdy jedno dziecko idzie do przedszkola, to drugie na kilka godzin zabiera babcia, do tego przychodzi pani do sprzątania. O matko i córko! Co się w komentarzach pod wpisem działo! Jaki lincz blogerki! Została wyzwana od leniuszków i nierobów. Pani do sprzątania i opiekunka do dziecka to jednak dla większości Matek Polek jakaś fanaberia, bo przecież one potrafią wszystko same lepiej, bardziej i więcej. Nawet jeśli kogoś stać na pomoc innych w ogarnianiu macierzyńskiej rzeczywistości absolutnie nie powinien się do tego przyznawać.

W Polsce im która matka ma gorzej tym lepiej! Nie mogłam pojąć skąd się biorą takie przytyki ze strony najbliższych. Dlaczego kobiety zamiast wspierać inne matki starają się je ciągnąć w dół, umniejszyć ich zasługi na rzecz stworzenia ogniska domowego. Odpowiedź przyszła całkiem niespodziewanie. Podczas zwykłej rozmowy i mojego utyskiwania, że dzieci to jednak są trudne w obsłudze usłyszałam mniej więcej coś takiego:
-Ty narzekasz, że masz dużo roboty przy dziecku? Ja to dopiero miałam dużo! Po wodę do studni musiałam chodzić. I pieluchy tetrowe prać, suszyć i prasować, a nie jakieś tam pampersy dziecku zakładać. A mąż to nic nie pomagał, bo by go ojciec przechrzcił!
I tu wtrąciła się starsza wiekiem pani, matka tej pierwszej:
-Pieluchy w wodzie ze studni? Oj ty to miałaś dobrze! Ja jak chciałam pranie zrobić, to musiałam nad rzekę iść i z łódki pranie robić! A męża to wcale nie było, bo do pracy na całe dnie chodził.

Zwykliśmy powielać pewne zachowania, zamiast je eliminować. Dlatego ja od tamtej pory wszelkie uwagi na temat porządku i nieporządku, chowania i wychowania wpuszczam jednym uchem a drugim wypuszczam. I zrobię wszystko, żeby moje dzieci czy przyszłe synowe nigdy nie usłyszały podobnych treści z moich ust. A swoją drogą ciekawa jestem jak by to za te trzydzieści lat wyglądało:
-Ty narzekasz, że masz ciężko? Ja to musiałam dziecku obiad ze słoiczka podgrzewać a ty guzik naciśniesz i już ciepłe! I żaden sms mi nie przychodził jak dziecko kupę zrobiło. Żadnych czujników nie było, trzeba było ciągle sprawdzać, czy już trzeba zmienić pieluchę czy nie…

Dodaj komentarz